Kiedy sam zaczynałem kilka lat temu, metodą prób i błędów musiałem rozbudować warsztat. Teraz postanowiłem oszczędzić Wam niemiłych doświadczeń i przedstawiam „esencję” moich doświadczeń. Oto 10 najważniejszych narzędzi w pracowni robotyka.
Otrzymuję ostatnio sporo e-maili od ludzi, którzy chcieliby zacząć przygodę z robotyką, ale nie wiedzą jak przygotować niezbędne zaplecze do rozpoczęcia prac. Kiedy sam zaczynałem kilka lat temu, miałem tylko mizerne namiastki narzędzi i metodą prób i błędów musiałem rozbudować warsztat – nieraz zapłaciłem za sprzęt, który okazywał się nieprzydatny lub przyprawiał o nagłe ataki irytacji (delikatnie mówiąc) 🙂 Postanowiłem oszczędzić Wam tych doświadczeń i przedstawić „esencję” moich doświadczeń. W dziesięciu punktach wymieniłem najważniejszy dla mnie sprzęt, co może pozwolić oszacować kapitał niezbędny do rozpoczęcia sensownej pracy w tematyce budowania robotów oraz wybór optymalnych rozwiązań. Życzę miłej lektury!
1. Lutownica
Pozwoliłem sobie sklasyfikować urządzenia według typu:
Lutownica transformatorowa.Punkt wyjściowy dla wielu domorosłych elektroników. Do zalet można zaliczyć cenę, czas nagrzewania, koszt nowego grota (w awaryjnych sytuacjach wystarczy wygięty kawałek drutu) oraz maksymalną temperaturę pracy. Ostatnia zaleta w niedoświadczonych dłoniach może stać się jednak wadą – bardzo łatwo o przegrzanie lutowanego elementu. Dosyć uciążliwy jest także ciężar lutownicy transformatorowej oraz generowane w tańszych lutownicach wokół grota silne pole elektromagnetyczne (drobne metalowe elementy lubią się do grota „przykleić”). Moje własne doświadczenia z lutownicą transformatorową są raczej nieciekawe, dlatego odradzam zakup takowej z przeznaczeniem do nauki lutowania. Jest za to dość pomocna przy pobielaniu/lutowaniu grubszych przewodów. Najtańsza nowa lutownica transformatorowa kosztuje na Allegro ok. 25zł.
Lutownica kolbowa („grzałka”).Zdecydowanie lepszy wybór, choć raczej dla osób z ograniczonymi funduszami lub niepewnych własnego zapału. Lutownica jest zazwyczaj podłączana bezpośrednio do sieci (230VAC), istnieje więc niebezpieczeństwo porażenia (gdy np. stopimy grotem kabel zasilający). Za regulator temperatury służy zwykle przełącznik bimetaliczny podobny do tego, który jest w żelazku (niektóre tańsze lutownice nie mają takiego zabezpieczenia! Trzeba pamiętać o wyłączaniu urządzenia z sieci po uzyskaniu potrzebnej temperatury!). Groty zazwyczaj „nie grzeszą” długowiecznością, ale waga i kształt urządzenia pozwala bezproblemowo polutować nawet drobne rzeczy. Najtańszą nową lutownicę „grzałkową” (oporową) można dostać na Allegro już za ok. 15zł.
Stacja lutownicza kolbowa.Opcja, którą polecam całym sercem 🙂 Szeroki zestaw dostępnych kształtów grotów, ich rozmiary, stabilizacja temperatury oraz waga samej kolby, pozwalają komfortowo polutować niemal każdy element elektroniczny (w szczególności każdy układ scalony w montażu powierzchniowym), może za wyjątkiem niektórych obudów BGA (z wyprowadzeniami na całej powierzchni spodu układu), które jednak w robotyce amatorskiej są raczej rzadko spotykane. Z czystym sumieniem mogę polecić stację Xytronic 369 – używałem jej przez kilka lat i nigdy mnie nie zawiodła. Najtańsza nowa kolbowa stacja lutownicza kosztuje na Allegro ok. 40zł. Jeśli macie odpowiednie fundusze, to polecam zakup stacji lepszej marki – np. wspomniane Xytronic. Ogólnie mówiąc, „żywotniejszy” sprzęt można dostać mniej-więcej od 100zł (do kilku tysięcy zł ;)). Warto również wspomnieć o zasilaniu z niższego, napięcia (zwykle 12 lub 24VDC), co korzystnie wpływa na bezpieczeństwo pracy.
Stacja lutownicza na gorące powietrze (tzw. „hot air”).Specyfika pracy z tym narzędziem sprawiła, że nawet z moim kilkuletnim doświadczeniem w lutowaniu kolbą, miałem początkowo problemy w „rozgryzieniu” jak powinno się tym urządzeniem prawidłowo posługiwać 😉 Jednak gdy już nabierze się wprawy, bezproblemowo polutuje się właściwie każdy, nawet najdrobniejszy układ scalony. Wyjątek stanowią układy BGA o większej powierzchni i liczbie styków. Kabel doprowadzający powietrze jest dosyć gruby, a sama „dmuchawa” duża, dlatego czasami stosuje się specjalne stojaki. Bonusem jest możliwość cięcia plastiku przy pomocy dyszy o małym przekroju, można też „spawać” plastik, wspomagając się specjalnymi spoiwami. Podsumowując – sam hot-air nie jest dobry na początek, łatwo się nim przegrzewa elementy i laminat. Trzeba by najpierw długo ćwiczyć np. na starych płytach głównych, dobierając optymalną temperaturę i siłę nadmuchu (za duży może nawet zdmuchnąć lutowane elementy!). Ceny nowych stacji lutowniczych hot air zaczynają się na Allegro od ok. 150zł.
Stacja lutownicza „mieszana”.Mam tutaj na myśli popularne połączenie stacji lutowniczej kolbowej oraz na gorące powietrze. Sam jestem obecnie szczęśliwym posiadaczem chińskiej PT803 i praktycznie żaden drobny scalak mi nie straszny 🙂 Jedyną jej wadą jest brak wskaźnika aktualnej temperatury oraz ciśnienia nadmuchu (wystarczyło jednak dobrać optymalne wartości doświadczalnie). Zapłaciłem za nią na Allegro 269zł i jest to jedno z tańszych urządzeń tego typu. Mimo chińskiego pochodzenia, ma w internecie dużo pozytywnych opinii (jest polecana elektronikom-hobbystom).
Stacja lutownicza na podczerwień.Wymieniona raczej jako ciekawostka. No chyba, że kogoś stać na zakup urządzenia za co najmniej 1700 zł 😉 Zasada działania opiera się na emisji fali świetlnej w paśmie podczerwieni (i ogrzewaniu w ten sposób lutów). Stosowana w serwisach notebooków i telefonów, w zestawie z tzw. pre-heaterem (podgrzewaczem), pozwala poradzić sobie z najdrobniejszymi rastrami oraz największymi układami BGA (procesory, pamięci itp.). Komfort użycia nieco ogranicza konieczność stosowania specjalnych okularów ochronnych/osłonek.
Inne.Do „innych” zaliczam w szczególności jedno ciekawe urządzenie – tzw. termopęsetę. Dostępne są nieraz w formie podobnej do lutownicy „grzałkowej”, czasami jako element zamienny dla kolby w niektórych stacjach lutowniczych. Termopęseta ułatwia głównie montaż elementów typu rezystory, kondensatory, diody i inne części SMD. Nigdy takowej nie używałem, więc nie potrafię się wypowiedzieć o jej walorach użytkowych… Nigdy też nie czułem potrzeby zakupu takiego urządzenia, bo kolba i tradycyjna pęseta w zupełności mi wystarczają 🙂 Najniższa cena za wersję „grzałkową” to na Allegro ok. 30zł.
2. Odsysacz
Jeśli dopuszczamy możliwość popełnienia błędów podczas lutowania (a takowe popełnimy, nie ma na to siły), to musimy zaopatrzyć się w porządny odsysacz do cyny. Zasada obsługi jest bardzo prosta – mocujemy płytkę drukowaną np. w imadle (szczegóły kilka punktów niżej), w jedną rękę chwytamy lutownicę, w drugą naciągnięty odsysacz, a następnie grzejemy lut, który chcemy usunąć. Gdy zmieni swój stan skupienia na płynny, przykładamy wlot odsysacza, naciskamy guzik i… podciśnienie zasysa cynę do środka urządzenia. W mojej „karierze” elektronika korzystałem z trzech typów. Pierwszym był najtańszy „bubel” zakupiony przypadkowo w starym sklepie elektronicznym. Kosztował około 3zł i zużył się dość szybko mimo czyszczenia i smarowania. Silne wstrząsy z czasem uszkadzają teflonowy (?) wlot, potrafią wykrzywić elementy na płytce, a w uszczelki z upodobaniem wgryza się cynowy pył, którego nijak nie daje się później usunąć. Drugim moim odsysaczem był OD-25 „No Shock!” – nazwa mówi sama za siebie 🙂 Kosztuje 13zł i powszechnie dostępne są wymienne końcówki. Używam go do dzisiaj. Trzeci typ to odsysacz elektryczny. Jest to odsysacz zintegrowany z lutownicą – obsługuje się go jedną ręką. Jest stosunkowo tani – od ok. 13zł – ale jego trwałość jest dyskusyjna. Groty i grzałka szybko ulegają zużyciu, a wlot nagminnie się zatyka. Dodatkowo, przy trzymaniu urządzenia pionowo, potrafi „napluć” na rozlutowywany układ kroplą cyny wyciekającej ze zbiornika (należy regularnie zbiornik czyścić).
3. Cążki boczne
Znaczenie porządnych cążków bocznych odkryłem stosunkowo niedawno – w momencie, kiedy zaopatrzyłem się w narzędzie dobrej marki, po kolejnej wymianie zużytej taniochy :). Na Allegro bardzo popularny był niegdyś zestaw 6 narzędzi – 5 rodzajów mini-kombinerek oraz cążki za ok. 10zł. O ile do kombinerek nie mam zastrzeżeń i korzystam z nich do dzisiaj, to cążki wypadły z obiegu po kilku miesiącach intensywnej pracy – liczne wyszczerbienia na ostrzu oraz luzy w zawiasie (nienachodzenie się ostrzy na siebie) skutecznie uniemożliwiły dalsze użytkowanie. Wystarczające na początek cążki to np. Xytronic za ok. 15zł.
4. Miernik
Niezastąpione narzędzie na każdym etapie budowania robota. Zmierzymy nim prąd pobierany przez silniki podczas dobierania odpowiedniego mostka H, zbadamy stopień rozładowania akumulatora, rezystancję opornika, czy sprawdzimy poprawność połączeń na naszej płytce PCB – a to zaledwie tylko kilka przykładów. Dobre mierniki z funkcją True RMS kosztują ponad 180zł, ale na początek w zupełności wystarczy „chińszczyzna” za ok. 20zł. Główną zaletą tańszej opcji na początku jest możliwość w miarę bezbolesnej (dla kieszeni) wymiany uszkodzonego narzędzia po nieumiejętnie przeprowadzonych pomiarach. Należy jednak pamiętać, że przyjdzie moment, gdy będziemy musieli zdecydować się na sprzęt znacznie dokładniejszy – ceny należy przyjąć od ok. 100zł stromo w górę 😉
5. Zasilacz
Kwestii testowania budowanych układów nie należy nigdy pomijać. Zgodnie z Drugim Prawem Murphy’ego – „Jeżeli coś może się nie udać – nie uda się na pewno„. 🙂 Dlatego, zanim podłączymy wszystko do akumulatora/baterii, należy bardzo dokładnie sprawdzić, jak układy radzą sobie w warunkach okresowo zmiennej wartości napięcia DC (symulacja rozładowywania się akumulatorów/baterii), ile prądu pobierają w określonych stanach pracy (np. mechanicznie zablokowane wały obrotowe silników), a wszystko najlepiej z odpowiednim zabezpieczeniem. Zabezpieczeniem, które błyskawicznie odłączy napięcie w przypadku problemów. Jak tego dokonać? Oczywiście, przy pomocy odpowiedniego zasilacza. Osoby z większym zapleczem finansowym mogą wpisać w Allegro „zasilacz laboratoryjny” i wybrać coś z zadowalającymi nas parametrami. Na co zwrócić uwagę? Rzadko zdarzają się silniki zasilane napięciem wyższym niż 24V, a to głównie one stawiają największe wymagania źródłom zasilania w robotyce amatorskiej; musimy też określić, jak bardzo „prądożerne” będą stosowane przez nas układy napędowe. Myślę, że płynna regulacja w zakresie 1-30V oraz maksymalny prąd 3A to dobry początek. Sam zaczynałem od wersji 1A i później bardzo tego żałowałem.
Co, jeśli kogoś nie stać na zakup gotowego zasilacza? Może sobie zbudować własny! Największy procent ceny urządzenia stanowi transformator, dlatego warto rozejrzeć się za najoptymalniejszym stosunkiem ceny do mocy. A może znajdziemy coś ciekawego w starym, popsutym sprzęcie RTV? Sam transformator to oczywiście nie wszystko. Potrzebujemy układu regulacji oraz – opcjonalnie, ale warto się o to postarać – zabezpieczenia w postaci regulowanego maksymalnego prądu „udostępnianego” przez zasilacz. Niezwykle popularnym układem jest projekt z tej strony: Electronics-lab.com, nawet w przypadku problemów, forum Elektroda.pl obfituje w urządzenia zbudowane na bazie schematów z tej strony, a niemal każdy „zgrzyt” przy uruchamianiu był wielokrotnie omawiany.
Jako dodatkowe urządzenie, warto zaopatrzyć się też w tanią ładowarkę do telefonu komórkowego. Marka i wtyczka nie ma znaczenia, o ile napięcie mieści się w przedziale 4,5V – 5,5V. Wtyczkę ucinamy, a „gołe” przewody możemy uzbroić w tzw. „krokodylki” (do kupienia w sklepach elektronicznych). Takie maleńkie zasilacze bardzo przydają się podczas uruchamiania mikrokontrolerów, ale wydajność prądowa (zwykle w granicach 500mA) nie pozwala na podłączenie silników o większej mocy.
Dlaczego testowanie przed podłączeniem do akumulatora jest takie ważne? Zwarcie (czyli po prostu przekroczenie maksymalnego, dopuszczalnego prądu pobieranego z ogniwa) skutkuje jego nagrzewaniem się. Oprócz trwałych uszkodzeń ogniwa i obudowy, możemy nawet dopuścić do pożaru! Szczególnie mocno należy uważać w przypadku stosowania akumulatorów litowo-polimerowych (LiPo). Dodatkowym argumentem przemawiającym za testowaniem układu w kontrolowanych warunkach jest najzwyklejsza oszczędność – zabezpieczenie nadprądowe ochroni większość elementów (nieraz bardzo kosztownych!) przed spaleniem, możemy też zaoszczędzić sporo czasu na „odtwarzaniu” zwęglonych ścieżek/laminatu.
6. Miniwiertarka
Doceni ją chociażby każdy, kto przynajmniej raz musiał powiększać otwory pod elementy na płytce drukowanej. Zastosowań tego wynalazku w robotyce hobbystycznej jest mnóstwo – oprócz przygotowywania PCB, miniwiertarka jest niezastąpiona przy budowie podwozia oraz naprawie mechaniki. Dzięki wymiennym końcówkom, mamy możliwość wiercenia, cięcia, szlifowania, frezowania i polerowania. Na rynku istnieje dość znaczna przepaść cenowa między urządzeniami znanych marek (Dremel, Proxxon) a tzw. „chińszczyzną”. Przez kilka lat korzystałem z zestawu firmy „nupower EVOLUTION” (opcja tańsza), w skład którego wchodziła miniwiertarka, stojak, giętki wałek (wygodne przedłużenie wirnika, coś podobnego do sprzętu używanego przez dentystów) oraz kilkadziesiąt wymiennych końcówek. Zestaw kosztował 90zł, zakupiłem go w Leroy Merlin. Obecnie jestem szczęśliwym posiadaczem Dremela 300 – zestaw o podobnych możliwościach to koszt ok. 300-400 zł. Największą różnicą jaka rzuciła mi się w oczy, jest zdecydowanie mniejsze „bicie” wirnika (skutkuje to wymiernym wydłużeniem żywotności wierteł – rzadziej się łamią), wytrzymalszy wałek (wałek firmy nupower po krótszym użytkowaniu potrafił mocno się nagrzewać, aż w końcu stopiła się gumowa osłona – wałek Dremela nagrzewa się nieznacznie) oraz ogólnie rozumiany komfort pracy (głównie mniejszy hałas i drgania). Mimo wszystko, tania miniwiertarka (można dostać nawet takie za 25zł i ludzie wypowiadają się o nich całkiem przychylnie) jest wystarczająca na pierwsze kilka lat. Należy tylko uważać, żeby nie przegrzewać pracujących części i często robić krótkie przerwy podczas prac.
7. Imadło oraz „trzecia ręka”
Każdy praktykujący elektronik oddałby wiele za trzecią rękę 🙂 Nie każdy ma w pobliżu uczynnych ludzi, którzy przytrzymają lutowane ze sobą przewody albo detal poddawany mechanicznej obróbce. Zamiast kombinować z ciężkimi książkami czy różnorakimi uchwytami z drutu, warto zaopatrzyć się w urządzenie zwane – cóż za niespodzianka – „trzecią ręką” 🙂 Jest to żeliwna podstawka wyposażona w stelaż z prętów oraz skręcanych śrubami, kulkowych przegubów. Stelaż zakończony jest metalowymi klamrami (tzw. „krokodylkami”) oraz często także szkłem powiększającym. Urządzeniem uzupełniającym możliwości „trzeciej ręki” jest najzwyklejsze imadło. Warto zaopatrzyć się w oba – gwarantuję częste korzystanie. Cena jest stosunkowo niewielka – „trzecia ręka” kosztuje już od 8zł, polecam jednak (o ile uda się Wam zdobyć) taką przykręcaną do blatu – nawet najcięższa podstawka przesuwa się czasami podczas np. precyzyjnych prac lutowniczych. Kwestia zakupu imadła jest trudniejsza – cena uzależniona jest od rozmiaru, a rozmiar określa maksymalną wielkość oraz kształt obrabianych detali. W moim warsztacie można znaleźć trzy imadła – jedno miniaturowe, „modelarskie”, przykręcone na stałe do blatu (koszt to ok. 19zł w Leroy Merlin), drugie większe, przykręcane w razie potrzeby (za 69zł w Leroy Merlin, ale rzadko z niego korzystam) oraz specjalną odmianę imadła do mocowania płaskich przedmiotów – widoczne na zdjęciu. Koszt ostatniego to 39zł w Leroy Merlin. Z niego korzystam najczęściej, gdyż służy mi głównie podczas wiercenia otworów w przygotowywanych płytkach drukowanych.
8. Hotglue
Sprawa dość kontrowersyjna. Na pewno nie każdy przyzna mi rację w zaliczeniu tego narzędzia do najpotrzebniejszych. Doskonale rozumiem niepokój takich ludzi – ja też zdążyłem się już naoglądać niedbałych i pokracznych zagranicznych konstrukcji… Prawda jest jednak taka, że stosowany w umiarze, hotglue jest niezastąpiony we wszelkich pracach związanych z obudową lub układem napędowym robota. Zdejmuje z nas ciężar dokładnego wymiarowania, stosowania specjalnych kształtek np. do mocowania elementów prostopadle względem siebie, stanowi wygodny „wypełniacz” w przypadku pęknięć lub braku możliwości kontaktu dwóch klejonych części.
Jak taki hotglue działa? W sklepach narzędziowych możemy dostać specjalne pistolety klejowe. Są to najzwyklejsze grzałki, zintegrowane z mechanizmem dozowania/przesuwania wkładu klejowego. Wkład klejowy w postaci podłużnego walca jest rozgrzewany do temperatury 60-100 stopni Celsjusza (zmienia stan skupienia na ciekły), przycisk na rękojeści pozwala na „wypchnięcie” roztopionego kleju oraz wygodną aplikację przez otwór z przodu. Wiązanie kleju wywołane jest jego stygnięciem – mamy dużą możliwość kontroli nad tym procesem. W przypadku nieudanego klejenia, zawsze możemy rozgrzać połączenie zapalniczką lub opalarką, a jeśli zależy nam na krótszym czasie schnięcia, wystarczy włożyć klejone elementy do lodówki. Istnieje wiele rodzajów specjalnych wkładów o konkretnym zastosowaniu – klejenie drewna, plastiku, ceramiki itd., jak również wiele kolorów. Ja mogę polecić przeźroczysty uniwersalny – nazwa mówi sama za siebie 🙂
Najtańsze pistolety wraz z wkładami kosztują ok. 20zł. Warto pamiętać, że im większa moc pistoletu, tym szybszy proces nagrzewania (w tanich urządzeniach jest to średnio 5-7 minut). Pewne znaczenie ma też średnica obsługiwanych wkładów – do wyboru 7 lub 11mm. Mniejsza średnica to szybszy czas nagrzewania, ale i mniejsza ilość kleju – super sprawa przy pracach drobnych. Większa średnica to wydłużenie czasu nagrzewania, ale za to wygodniej skleimy elementy wymagające dużej ilości kleju.
9. Programator
O ile można dla własnej frajdy budować roboty określone jako BEAM (bazujące tylko na elementach dyskretnych, czyli rezystorach, tranzystorach, wzmacniaczach, przekaźnikach itp.), o tyle dopiero sięgnięcie po mikrokontrolery otworzy przed nami możliwości praktycznie ograniczone tylko naszą wyobraźnią. Aby być w stanie „rozmawiać” z mikrokontrolerem i „uczyć” go nowych programów, potrzebujemy… programatora 🙂 Kwestię wyboru takiego urządzenia dla AVR już omawiałem i znajduje się ona pod tym linkiem:
Wybór programatora dla mikrokontrolerów AVR
10. Płytka stykowa
Płytka stykowa umożliwia składanie niemal dowolnych układów elektronicznych, bez konieczności lutowania. Jest niezastąpiona zawsze, gdy mamy wątpliwości, co do spodziewanego efektu pracy zaprojektowanego układu. Płytka stykowa to kawałek plastiku z wywierconymi licznymi otworami oraz znajdującymi się pod nimi samozaciskającymi się blaszkami, połączonymi ze sobą w sposób pokazany na rysunku. Montaż ogranicza się do wetknięcia elementów oraz drutów w odpowiednie otwory.
Cena płytek uzależniona jest od rozmiarów oraz ilości otworów. Moim pierwszym zakupem był produkt firmy Gotronik za ok. 100zł – posiadał 3220 pól montażowych i aluminiową podstawę o rozmiarach 240x210x1.2 mm. Na początku taka ilość jest zdecydowanie wystarczająca, ani razu nie brakowało mi miejsca. Myślę, że połowa takiej płytki w zupełności by wystarczyła na początek. Należy jednak pamiętać, że nie można mieć 100% zaufania do połączeń złożonych na takim wynalazku układów. Z czasem blaszki tracą swoją sprężystość, ulegają odkształceniom i nie zawsze dostatecznie mocno ściskają wetknięte między nie elementy. Należy unikać korzystania ze złącz typu goldpin, jako że one najbardziej przyczyniają się do trwałych uszkodzeń.
Mam pytanie dot.wiertarek.Otóż mam koszmar w czasie wiercenia otworów na płytce a szczególnie gdy muszę ich zrobić z 50.Posiadam wiertarkę taką małą z veelmana i gdy chce wiercić to ona długo wierci dziurkę na płycie a czasami to czas 4 min przy 1 dziurce.Co robić?Nie rozumiem tego i nie rozumiem dlaczego ścierają się elementy po 1 wiercie i tak jak wspomniałem wtedy się z 3-4 minuty 1 dziurka wierci a szczególnie wiertarka się przegrzewa.Czy ty masz też takie problemy?Czy ściera ci się wiertło po 1 czy 2 wierceniach?Co robisz gdy tak się stanie i czy w ogóle tak się staje?Nie znam się na wiertarkach ale czy ta Dremela 300 jest dobra,czy taka jak w moim opisie?Wiesz chcę kupić wiertarkę BO TO KOSZMAR Z OBECNĄ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Sorki za te wykrzykniki ale gdy wierciłem dziurkę 3-4 minuty to mi nerwy szły do góry i zleciał mi cały dzień przy tym.
A i zapomniałem dodać,że są jakieś elementy oprócz tych wierteł w zestawie mojej wiertarki.Po co są one?Może one są do szlifowania czy czegoś tam.Jeśli tak to mógłbyś zrobić zdjęcia i powiedzieć jak ich używać?
Z tego co widzę, to kosztuje ona 24zł, raczej nie spodziewałbym się rewelacji w tej cenie. Moja pierwsza kosztowała ok. 90zł i była średniej jakości – szybko się przegrzewała i miała bicia na wirniku. Nie mniej jednak, nawet jej wiercenie jednego otworu w najzwyklejszym laminacie zajmowało kilka sekund. Inna sprawa, że działała z sieci 230VAC i miała moc około 100W. Z tego co widzę, to w przypadku Twojej trzeba zastosować zasilacz 12VDC. Czym ją zasilasz? Może dostarczasz za mały prąd? Może napięcie jest niższe od 12V?
Wiertło starcza mi na kilkaset wierceń, używam zestawów zakupionych w AVT – różne średnice. Jedno grube stępiło mi się dopiero po kilkuminutowym wierceniu w stali (dramatyczna sytuacja, musiałem zrobić otwór za wszelką cenę ;)), najczęściej wiertła po prostu się łamały – tylko te cieńsze od 1mm. W Dremelu 300 nie ma żadnych bić, moc pozwala „przegryzać” się przez laminat w 1 sekundę, a nowe tarcze wchodzą w laminat i aluminium jak w masło – żywotność wierteł wzrosła kilkakrotnie.
Oczywiście wiertarkę trzeba trochę dociskać, ale też nie można pozwolić żeby dramatycznie spadły przez to obroty, bo grzeją się uzwojenia. Dremel 300 praktycznie nie zwalnia 😉 Polecam…ale jest to spory wydatek.
Co do innych elementów z zestawu, to używam jedynie frezów (całe z metalu), płaskich tarcz z metalu lub czegoś w rodzaju papieru ściernego, papieru ściernego nawiniętego na gumowy walec i ew. filcu do polerowania (z odpowiednią pastą). Kamienie szlifierskie (różowe) leżą u mnie odłogiem od nowości.
Moją zasilam z sieci i działa na full obrotach mimo to chyba wymienię na taką jaką ty masz.
:O
Bezpośrednio z sieci?! Przecież ona jest na 12V prądu stałego!
Zrobiłem urządzenie,które nie dostarcza takiego napięcia jak w sieci tylko 12 v.
Podejrzewam, że to właśnie w tym urządzeniu leży problem. Akurat wczoraj rozmawiałem z kolegą, który używa tej samej miniwiertarki. Początkowo wykorzystywał zasilacz z komputera (podłączenie bezpośrednio pod linię 12V), teraz dorobił regulację napięcia w ramach sterowania prędkością obrotów, ale mówi, że nigdy nie miał problemów z wierceniem.
Witam!Długo nie odpowiadałem.Nie wiem co jest źle w tym transformatorze i szkoda roboty nad nim.Kupię po prostu nową wiertarkę.Mój drugi problem dotyczy lutowania.Gdy lutuję to dym,który wyszedł z zetknięcia się cyny z czubkiem lutownicy osadza się na płytce i pozostawia osad bezbarwny.Czy ty też masz taki problem?Lutuję bez kalafonii.
Na ile najlepiej ustawić temperaturę lutownicy do lutowania elementów nie mówiąc o smd?
Zapomiałem jeszcze spytać ,czy możesz mi powiedzieć jaka jest najlepsza metoda lutowania smd?Nigdy nie lutowałem smd tylko zlecałem to komuś.
Sorki że tyloma pytaniami Cię obarczam ale jakbyś mi mógł odpowiedzieć to byłbym wdzięczny.
Dla lutowania SMD i elementów przewlekanych temperatura jest w zasadzie jednakowa. W warunkach domowych lutujesz zapewne cyną ołowiową, więc nie trzeba „szaleć” – w mojej stacji mam na stałe ustawione ok. 300-320 stopni Celsjusza, czasami skręcam do minimum (200*C) jak przez dłuższą chwilę nie lutuję (zwiększa to żywotność grota).
Jeśli chodzi o lutowanie SMD, to trzeba uważać – mniejsze obudowy to trudniejsze odprowadzanie ciepła, a więc łatwiej jest lutowany element przegrzać. Można robić przerwy, jeśli pojawia się konieczność czasochłonnych poprawek.
Warto zaopatrzyć się w pomocne narzędzia/elementy:
– topnik w płynie/żelu (polecam RF800),
– tzw. plecionka, do „odsysania” nadmiaru cyny, kiedy np. pojawią się zwarcia pomiędzy wyprowadzeniami lutowanego układu,
– jak najcieńsze spoiwo lutownicze (średnica najlepiej zbliżona lub mniejsza od najdrobniejszego wyprowadzenia układu – chodzi o to, żeby nie „sklejała” po przyłożeniu dwóch lub więcej sąsiednich padów/nóżek,
– w miarę cienki grot, do scalaków można się też pokusić o tzw. minifalę,
– pinceta do operowania drobiazgami,
– jakaś lupa, chyba, że masz dobry wzrok.
Polecam filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=3NN7UGWYmBY
Co do dymu, to jeśli używasz ołowiowego spoiwa lutowniczego, to nie ma się czym przejmować. Po prostu staraj się tym nie zaciągać 🙂
Wielkie dzięki za filmik i za informacje!
Mam jeszcze pytanie dot. kwasu.
Gdy został mi kwas po pierwszym zużyciu to jaką grzałkę mam do niego użyć, żeby go podgrzać?Chodzi mi o to czy grzałka podłączona do sieci i włożona do kwasu nie zrobi mi jakiejś niespodzianki w postaci dużego natężenia w wspomnainym kwasie?Czy lepiej zrobić własny zasilacz na baterię?Wydaje mi się,że w garnku w kuchni nie należy podgrzewać gdyż opary są trujące a potem wywietrzyć mieszkanie nie jest takie łatwe teraz….
A rozbicie ogniska nie wchodzi w grę 😀 i nie mam „przenośnej kuchni”.
Może jakiś palnik do podgrzewania kwasu?Zrobiłbym to w piwnicy i najwyżej szczury by się potruły.
Zapomniałem jeszcze spytać czy używsza kalafonii?Czy w rzeczywistości ułatwia ona lutowanie?
Gdy posmaruje się rozcieńczoną kalafonią płytkę i ona wyschnie to powstanie warstwa,która będzie utrudniać przewodzenie prądu?
Praktycznie nie używam dodatkowej kalafonii, wystarczająca jej ilość jest w standardowym spoiwie lutowniczym (o ile nie ma kilkudziesięciu lat ;))
Kalafonia rozpuszczona w denaturacie/spirytusie (tzw. flux) przede wszystkim ułatwia lutowanie (cyna łatwiej „przykleja” się do padów), poza tym cienka warstwa flux’a zabezpiecza miedziane, odsłonięte ścieżki przed utlenianiem. Naturalnie, zabezpiecza też przed przypadkowymi zwarciami na zasadzie np. dotknięcia sąsiednich ścieżek metalowym przedmiotem.
Czy do dremela korzystasz z stojaka wałka giętkiego?
W atemdze 8 – 16 pu są 2 gnd to trzeba po prostu je ze sobą połączyć?
2 x tak
Jesteś pewny?Chodzi mi o linie atmegi 8,która ma 2 linie GND,nie chodzi mi o złącze kanada!
Rozumiem o co chodzi i jestem pewien
Jeśli się ma stację lutowniczą hot air to czym pokryć element żeby go zalutować.Chyba nie cyną bo się roztopi od razu?
Jak masz cienką dyszę, to można zwykłym spoiwem lutowniczym. Najczęściej jednak używa się specjalnej pasty topnik+zmielona cyna, nakłada na pady, układa element i ogrzewa – cyna się wytapia i powstaje połączenie.
To jest dobre rozwiązanie do lutowania ale nie tylko smd?Lutowałeś już czymś takim?
————
Czy w atmedze 8 trzeba połączyć avcc i vcc razem?
Dodam ,że nie chciałbym spalić elementów.
W przypadku lutowania elementów przewlekanych, wychodzi drogo (pasta swoje kosztuje). Do scalaków SMD bardzo się przydaje.
http://www.youtube.com/watch?v=0O2UEGLJeAI
Wszelkie informacje na temat podłączenia pinów znajdziesz w nocie katalogowej układu. AVCC zasila przetwornik ADC, jeśli chcesz z niego korzystać, to podłączasz AVCC do zasilania, najlepiej przez dławik. Szczegóły w nocie.
Witam,czasami lutuję smd lutownicą typu hot air i mam problem.
Gdy kładę układ na miejsce a potem nakładam na nóżki pastę i następnie ogrzewam lutownicą to niektóre nóżki łączą się razem cyną.Potem muszę brać lutownicę kolbkową i rozdzielać nóżki.Co jest nie tak?
Mówisz o paście z drobinkami cyny? Ogólnie mówiąc – nakładaj najpierw pastę na pady, a dopiero na to kładź układ. I nie przesadź z ilością.
Witam,zrobię tak jak mówisz i chyba masz rację mówiąc,kładąc wpierw pastę na pady a potem scalaka.Widziałem na wielu filmikach jak lutują na gorące powietrze i zauważyłem ,że robię tak a nie jak ja wpierw kładąc scalaka a potem na jego nóżki pastę.
Pozdrawiam
Witam,mam strzykawkę z pastą lutowniczą i ma duży otwór wylotowy.Gdy nakładam strzykawą pastę na pady i potem lutuję to zauważam,że jest jej zbyt dużo ,ponieważ powstaje zwarcie między paroma padami.Na jakiś stronach widziałem ,że niektórzy mają strzykawkę z zieloną otoczką, i w niej jest igiełka przez co zmniejsza średnicę wydobywanej cyny i przez to jej ilość na padach.Może wiesz jak się taka otoczka do strzykawki z pastą się nazywa albo gdzie można ją kupić?Mam nadzieję,że wiesz o co mi chodzi.
Pozdro
Czy ten topnik „RF800” jest żrący i trzeba go potem zmywać z płytki?
Dzięki niemu lepiej się lutuje elementy?
1) Nie mam pojęcia o jaką nasadkę chodzi, nadmiar pasty zawsze możesz zebrać nożykiem lub np. małym śrubokrętem
2) RF800 jest „NO CLEAN”, czyli nie trzeba go zmywać. Znacznie poprawia „lutowalność”, zwłaszcza gołej miedzi (własnoręcznie wytrawione płytki, lekko utleniająca się miedź).
Witam,czy ten rf800 bardzo śmierdzi i jest bardzo niebezpieczny dla zdrowia?Można go wdychać?Można go używać w nie wentylowanym pomieszczeniu?Czy nie pozostawia osadu?
RF800 zapachem przypomina trochę denaturat, raczej nie jest to zapach przyjemny 🙂 Na ile jest szkodliwy dla zdrowia nie wiem, dla pewności lepiej się tym nie „zaciągać”. W kwestii osadu – pozostawia trochę lepkie ślady na płytce, ale jest typu „No clean”, czyli pozostawiony na płytce w żaden sposób nie powinien wpływać negatywnie na trwałość obwodów.
No a jak polewasz miejsce rf’em to czuć od razu ten produkt, czy dopiero po zetknięciu z grotem?
A można znasz jakieś substytuty tego produktu,które nie przypominają zapachem denaturatu i można je wdychać?
Czuć już jak polewasz. Ale pamiętaj, że zwykle wystarcza mała kropla, tego zapachu nie ma dużo. Substytutów nie stosowałem nigdy, RF800 zawsze mi wystarczał. No, może kiedyś jeszcze miałem topnik w strzykawce w formie żelu. Nie pamiętam firmy, ale jego zaletą było to, że „trzymał” układ SMD na padach zanim go się nie przylutowało.
Ok ,dzięki.Może wiesz gdzie można kupić narzędzia do podnoszenia układów i itp?
Właśnie znalazłem,możesz usunąć ten i poprzedni post.