Nurt „noir”, czyli samotny zatroskany detektyw w prochowcu, tajemnicza niebezpieczna kobieta i nocne mokre miasto ze smooth jazzem i ambientem w tle…
Ale wtedy Ridley Scott rzekł: „Dobrze, usadźmy to w cyberpunkowym Los Angeles”.
Na początku ważne, by przyswoić sobie, co to jest „noir” (czyt. „nu-łar”, z akcentem na „łar”).
Najważniejsze elementy, o których należy pamiętać wyglądałyby więc następująco:
- Główny bohater to prywatny detektyw albo samotny policjant. Przystojny, wysoki brunet bez zobowiązań o spokojnym głosie i silnej pięści. Najpewniej w starym prochowcu, kapeluszu i poluźnionym krawacie. Chociaż stanowczy i nieustraszony, to niejednokrotnie targany egzystencjalnymi przemyśleniami i moralnymi wątpliwościami. Z tego też względu często jest też narratorem opowieści, którą snuje, jakby pisał raport lub pamiętnik.
- Akcja dzieje się w dużym mieście, które „nigdy nie śpi”, ale mimo to na ulicach nie ma praktycznie nikogo. Jest noc, być może pada deszcz. Światło latarni odbija się z w mokrym asfalcie, ale ginie we mgle.
- W którymś momencie musi pojawić się Femme Fatale – kobieta tak elegancka, jak i niebezpieczna. Być może będzie celować do głównego bohatera z pistoletu, być może pójdzie z nim do łóżka. Ale prawdopodobnie jedno i drugie i to zaraz po sobie, w dowolnej kolejności.
- Moralność bohaterów jest równie jasna i przejrzysta co zadymiony gabinet Dicka Tracy’ego o północy i po flaszce dobrej Brandy. Detektyw będzie się zastanawiał, czy dobrze postępuje. Autorytety okażą się bandziorami. Bandyci będą budzić zrozumienie u publiczności, czyniąc z policjanta „tego złego”. No i oczywiście samotna seksowna kobieta, której zadaniem jest tylko i wyłącznie jeszcze bardziej namieszać. Niczym na meczu Francja-Niemcy, widz nie wie z kim właściwie powinien trzymać.
- Charakterystyczne tło, czyli kultura amerykańska tamtych czasów. Piękne samochody, stare telefony, długie płaszcze, czerwone szminki i mnóstwo, mnóstwo papierosów. I tutaj proponuje zapamiętać jeszcze jedno słówko: Jeżeli w filmie „noir” pojawiają się elementy niedostępne w latach 40-tych i 50-tych, np. główny detektyw dzwoni z telefonu komórkowego, jadąc poduszko-samochodem, albo wyciąga zza pazuchy pistolet plazmowy – wtedy mamy do czynienia z podgatunkiem „neo-noir”.
Po tym krótkim, aczkolwiek jakże bogatym merytorycznie wstępie, możemy przejść do zasadniczej lektury.
Blade Runner (Łowca Androidów)
Produkcja: USA (1982)
Reżyseria: Ridley Scott
Oparty na:
„Do Androids Dream of Electric Sheep?” (Philip K. Dick)
Obsada:
Harrison Ford
Rutger Hauer
Sean Young
Edward James Olmos
Blade Runner to ikona i prawdopodobnie najważniejszy film nurtu „neo-noir”. Całe szczęście, że jest to termin dobrze znany i nie muszę go szerzej omawiać. Akcja filmu zabiera nas do futurystycznego dystopijnego i cyberpunkowego Los Angeles 2019. W tym świecie firma o nazwie Tyrell Corporation trudni się m.in. produkcją androidów – syntetycznych ludzi do różnych celów. Na skutek pewnych politycznych wydarzeń w przeszłości, droidy stosowane są przede wszystkim na innych planetach. (tak, w Łowcy Androidów pojawia się wątek podróży kosmicznych, ale to nie ma akurat znaczenia). Przebywanie luźno biegających humanoidalnych robotów na powierzchni Błękitnej Planety jest z kolei zakazane, a maszyny takie są ścigane i eliminowane przez specjalną komórkę policji Replicant Detection Division, czyli tzw. Blade Runnerów.
Były detektyw i swoimi czasy jeden z najlepszych Łowców Rick Deckard zostaje po długiej przerwie wezwany przez swojego niegdyś szefa do kolejnego zlecenia. Grupka najnowszych androidów typu Nexus-6 zdołała uciec z jednej z kolonii i przedostać się do LA. Wbrew swojej woli Deckard przyjmuje zlecenie i rozpoczyna śledztwo.
Ale to nie jest typowy film akcji. To jest spektakl noir. Zatem jednocześnie śledzimy losy wspomnianych robotów, które jak się okazuje nie mają wcale złych intencji. Model Nexus-6 zaprojektowano bowiem tak, że może żyć tylko cztery lata. Androidy świadome nadchodzącego końca, chcą tylko znaleźć sposób na przedłużenie życia. Stworzone by umrzeć i ścigane przez społeczeństwo tylko za to, kim są decydują się na desperacki krok. Kto tak naprawdę jest tutaj złym bohaterem?
Noc androidów
Wątek mechanicznych ludzi, którzy uzyskują świadomość i nie potrafią odnaleźć się w zdominowanym przez ludzi hermetycznym i ksenofobicznym społeczeństwie to popularny motyw w literaturze. Jedną z ostatnich produkcji, gdzie mogliśmy się z nim spotkać jest chociażby gra komputerowa Fallout 4. Nie chcę tutaj zbytnio zagłębiać się w fabułę i psuć zabawy tym, którzy nadal zbierają pieniążki na tę produkcję, więc jedynie powiem, że motyw prześladowań i paranoi w temacie relacji ludzie-androidy jest tam jednym z głównych wątków. A ponieważ gra jest naprawdę duża, nie zabraknie tam również elementu noir.
Łowca Androidów wytoczył też pewien kanon istotnie wizji cyberpunkowego świata nocą. Od tej chwili, gdziekolwiek nie działaby się akcja androidom i cyborgom zawsze będą towarzyszyć bary ze striptizem, telebimy reklamowe, neony oraz elementy kojarzone raczej z Hong Kongiem, czy Singapurem, jak azjatyckie knajpki, lampiony i szyldy z chińskimi napisami.
Nadal mało Wam robotów i kapeluszy? Polecam książki z cyklu Blade Runner i niektóre animki jak np. „The Big O”, czy „Cowboy Bebop”. Jak dobrze poszukacie, to powinno Wam starczyć materiału do 2017. A wtedy, po 35 latach, prawdopodobnie premiera Blade Runnera 2. Jak tylko Harisson Ford dogada się z Ridleyem Scottem.