Ośrodek naukowy NOVA Laboratories w Oregonie zaprezentował pierwszą prototypową serię robotów bojowych S.A.I.N.T. (Strategic Artificially Intelligent Nuclear Transport). Maszyna została wyposażona w napęd gąsienicowy, dwa manipulatory uniwersalnego zastosowania, interfejs głosowo-tekstowy oraz potężne działko laserowe zdolne do zniszczenia czołgu. Niestety na skutek nieoczekiwanego wypadku jeden z egzemplarzy uległ poważnemu „uszkodzeniu” i – co tu dużo mówić – uciekł z laboratorium.
Short Circuit (Krótkie spięcie)
Produkcja: USA (1986)
Reżyseria: John Badham
Obsada:
Ally Sheedy
Steve Guttenberg
Fisher Stevens
Austin Pendleton
G. W. Bailey
Zagubiony i pogrążony w chaosie automat rozpoczął najbardziej organiczną czynność w świecie robotów – zdobywanie informacji. Nie kierował się już jednak programem. Nie przyjmował poleceń. Siedziało w nim coś innego, coś do czego nie jest zdolna żadna maszyna, a co jest stare jak świat, albo i starsze. Uświadomił sobie, że nie jest „uszkodzony”. Jest „żywy”. I równie szybko zrozumiał, że musi uciekać, bo jeśli ludzie z NOVA go dopadną, to ten stan się szybko i nieodwracalnie zmieni.
„Krótkie spięcie” to tak naprawdę jedna z ikon robo-popkultury. Motyw ucieczki i inności, scenariusz gdzieś pomiędzy E.T (1982), a WALL-E (2008) i klimat pustynnego oregońskiego miasteczka podany w przyjaznej, kultowej i powszechnie kochanej formie łagodnej i miękkiej amerykańskiej komedii z lat ’80 to główne atuty tego produktu. Ale oprócz tego, że film jest atrakcyjny sam z siebie, warto zwrócić uwagę na efekty specjalne.
Telemetria w stylu retro
W dzisiejszej kinematografii większość efektów załatwia się wstawkami komputerowymi (CGI – Computer Generated Imaginery), czy tak zwanym „zielonym ekranem”. Drugim mechanizmem jest „motion capture”, gdzie ruchy aktora ubranego w skafander nadziany czujkami, jak dobra kasza skwarkami są przenoszone do komputera, gdzie powtarza je komputerowy model np. Golluma. W czasach ’80 jednak tego typu efekty nie były dostępne. Wytworzenie właściwej postaci (że nie wspomnieć o całej scenerii) było sztuką samą w sobie i wymagało pracy makijażystów, kostiumologów, rekwizytorów, lalkarzy, choreografów, oświetleniowców no i rzecz jasna pirotechników. Jednak w filmach o robotach była też zawsze dodatkowa miska zupy dla inżynierów elektroniki i robotyki. Autentycznym automatem był przecież sławny R2D2 z Gwiezdnych Wojen. Zaawansowanej technologii, nie zabrakło także w „Krótkim spięciu”.
Telemetria w latach ’80 była czymś względnie nowym i wyglądała mniej więcej tak: Gość w stroju przypominającym lekki egzoszkielet, a składającym się z masy prostych elektro-mechanicznych czujników wykonywał określone ruchy, które były wprost powielane przez silniczki i serwa urządzenia docelowego. Technologia, którą na upartego można by spróbować odtworzyć niemal wyłączenie na elementach dyskretnych. Zobaczyć możemy to na krótkim filmiku wyciętym z programu dla dzieci na Discovery Kids.
Podobno robot (a właściwie kilka) był najdroższym elementem filmu, którego budżet wyniósł niespełna 9 milionów dolarów, a naszkicował go futurysta wizualny Syd Mead odpowiedzialny m.in. za projekty dla filmów Obcy, Łowca Androidów czy Star Trek. Polecam zapoznać się z innymi materiałami dostępnymi również na YouTube, bo o ile fikcyjny ośrodek NOVA Laboratories był w stanie wyprodukować średnio efektywnego robota-żołnierza, o tyle prawdziwa filmowa ekipa inżynieryjna naprawdę wykonała kawał solidnej pracy, której efekty za tysiąc lat będą wspominane w robo-legendach.
Źródła: [1]