Światem wstrząsnęła wiadomość o zabiegu chirurgicznym dokonanym niemal całkowicie autonomicznie przez robota. Pacjent (dorodna świnia z problemami jelitowymi) przeżył i ma się znakomicie!
Miejsce: Oddział Pediatrii, Narodowe Centrum Medyczne, Waszyngton DC
Na blok operacyjny wjeżdża nowy pacjent przykryty zieloną tkaniną, otoczony wianuszkiem pielęgniarek, dziennikarzy i… weterynarzy. Okazuje się, że jest to uśpiona silnym anestetykiem świnia. Grupa najbardziej doświadczonych chirurgów przygotowuje się do operacji, podczas, gdy inżynierowie w tej samej sali kończą ostatnie testy integracyjne robota firmy Kuka, z podstawowymi narzędziami służącymi do szycia tkanek. Krótkie sprawozdanie ze stanu technicznego i ordynator daje zielone światło, pozwalając na zabieg. Jama brzuszna pacjenta zostaje zdezynfekowana i otwarta, odpowiednio założone haki i kleszcze odsłaniają problem – uszkodzony odcinek jelita górnego.
Pierwszy do szycia przystępuje chirurg. Krótkie, wprawne ruchy pozwalają błyskawicznie zaszyć pierwsze rozcięcie. Kilka kropel potu spływa po czole, szybko wytarte przez asystentkę. Ścieg, mimo nieidealnej równomierności, wygląda dość dobrze, drobne nieszczelności szybko zostają poprawione.
Następna do akcji przystępuje maszyna. Dzięki umieszczonym w uszkodzonych tkankach markerom NIRF (świecących w bliskiej podczerwieni), system wizyjny robota jest w stanie odnaleźć i zdiagnozować problem, a następnie przystąpić do procedury bazując tylko i wyłącznie na swojej „inteligencji” i algorytmach napisanych przez programistów przy współpracy z lekarzami. Każdy ruch jest nieco powolny, ale zdecydowany – stale nadzorowany przez drużynę lekarzy. Najmniejszy błąd może oznaczać klęskę i odroczenie eksperymentu na bliżej nieokreślony czas – komisja etyki jest w tym temacie nieugięta. Kolejne ściegi wykonywane są z ogromną precyzją, w iście maszynowy sposób – wrażenie pełni samodzielności psuje tylko nieco ręka chirurga przytrzymująca nić tak, by nie zaplątała się wokół okolicznych narzędzi podczas zaciskania pętli.
Sztab specjalistów z podziwem ogląda ukończony, niemal idealny ścieg. Ekipa bloku operacyjnego bije brawo. Za oknem słychać okrzyki radości i wystrzał szampana – cała procedura była obserwowana na żywo, na dużych monitorach. Jakiś robotyk-pasjonat całuje piękną lekarkę. Świnia cicho pochrumkuje przez sen z zadowoleniem.
Gdyby ktoś kiedyś chciał stworzyć film oparty na faktach, jakie miały miejsce podczas pierwszej autonomicznej operacji in vivo (czyli na żywym organizmie) przeprowadzanej przez robota, to tak by pewnie wyglądał pierwszy zarys scenariusza. Fakty były jednak o wiele bardziej prozaiczne.
- zabieg w wykonaniu robota był o wiele dokładniejszy, ale trwał znacznie, znacznie dłużej
- mimo pewnego stopnia autonomii, robot cały czas był dokładnie obserwowany przez sztab specjalistów i przez ok. 40% czasu prób wspierała go dłoń doświadczonego chirurga
- zabieg był banalnie prosty (jak na standardy chirurgii) i łatwy do opracowania w formie algorytmu, ze względu na małą ilość możliwych powikłań
- bez znaczników NIRF robot byłby całkowicie ślepy i niezdolny do jakichkolwiek działań, więc efekt w dużym stopniu zależał od ludzi umieszczających te znaczniki
- w USA ten sam zabieg obecnie wykonuje się przy pomocy specjalnych „zszywaczy” – mało kiedy szyje się tego typu rany ręcznie
- przygotowania do procedury pochłonęły tyle czasu i funduszy, że projekt w obecnej formie nie ma żadnych szans na wprowadzenie do „masowego użycia”. Dodajmy też, że zabiegu dokonano na świni i do prób na ludziach droga jest bardzo długa…
Zrobotyzowane, autonomiczne zabiegi chirurgiczne dopiero zaczynają raczkować
Pomysłodawcy i wykonawcy wcale nie chełpią się sukcesem, w wypowiedziach często zaznaczają, że jest to zaledwie pierwszy, mały krok w temacie w pełni zrobotyzowanej chirurgii. Ci z Was, którzy zastanawiają się, czym opisany robot różni się od systemów takich, jak DaVinci, czy RobinHeart przypomnę, że mówimy o pełnej autonomii – w dotychczasowych rozwiązaniach mieliśmy do czynienia wyłącznie z haptyką i telemanipulacją.
Co będzie dalej? W głowie pojawiają się wizje rodem z filmów sci-fi, gdzie człowiek zostaje wyleczony z poważnych ran i chorób bez najmniejszej nawet interakcji z innym człowiekiem – wyłącznie przy użyciu autonomicznego robota, który nigdy nie jest zmęczony, nigdy nie popełnia błędów, nie działa pod wpływem emocji i nie zadaje niewygodnych pytań…
A czy Wy wolelibyście poddać się zabiegowi wykonywanemu przez zaawansowaną, autonomiczną maszynę, czy jednak wizja operacji bez udziału „kogoś po drugiej stronie” raczej Was odstrasza?